Gazeta Wyborcza - 500 niepokornych ma odmienić polską naukę
- In W mediach: Edycja I - Stanford 2012
- Post 02 kwiecień 2012
Ty masz wiedzę, ja pieniądze. Zrobimy doskonały interes - prosta zasada od lat sprawdza się w USA. Polacy dopiero się tego uczą.
Według tegorocznego Innovation Scoreboard Polska - siódma największa gospodarka w UE - w zestawieniu najbardziej innowacyjnych państw Unii jest na piątym miejscu. Od końca. Mamy świetnie wykształconych ludzi, stosunkowo nieźle wygląda finansowanie badań przez państwo, za to fatalnie zaangażowanie firm w prace badawcze - mniej niż 15 proc. małych i średnich przedsiębiorstw wymyśla własne technologie (unijna średnia to 30 proc.), prawie w ogóle nie powstają publikacje naukowe przygotowane z udziałem przemysłu, a tylko jedna czwarta wszystkich wydatków na badania i rozwój w Polsce pochodzi z biznesu (na zachodzie Europy to około trzech czwartych).
Jedźcie i podglądajcie
Mają mówić niepopularne rzeczy i działać wbrew uczelnianej hierarchii, ale to oni mają zmienić polską naukę i doprowadzić do tego, że biznes zacznie wdrażać technologie wymyślone na uczelniach.
- Bo dziś mamy kłopot ze współpracą naukowców z przedsiębiorcami - mówi Andrzej Kurkiewicz z Ministerstwa Nauki. - W efekcie naukowcy mówią, że przedsiębiorcy ich nie rozumieją, a przedsiębiorcy, że nauka nie odpowiada na ich -potrzeby.
Żeby to zmienić, ministerstwo szuka niepokornych naukowców. Wyśle ich na najlepsze uczelnie na świecie - m.in. Berkley, MIT, Harvard. Mają stamtąd przywieźć wzorce, jak powinna wyglądać komercjalizacja wiedzy. Za trzy lata rewolucjonistów ma być pół tysiąca. Na razie jest 40. Na dwa miesiące zawiesili swoje naukowe kariery i wyjechali do -Stanfordu.
Przemysław Sękalski, Politechnika Łódzka: Trzeba zakończyć z praktyką bycia tanią siłą roboczą. Parę lat temu na stypendium we Francji byłem w zespole pracującym nad nowym modelem czujnika ciśnień. Ostatnio zwiedzałem firmę w Szwajcarii. Okazało się, że tam produkują te czujniki i zarabiają na tym krocie. A udziały w tej firmie ma profesor, u którego pracowałem we Francji.
Jacek Pucher, Instytut Logistyki i Magazynowania, Poznań: Chciałem zobaczyć, co robią najlepsze uczelnie na świecie, że przychodzi do nich naukowiec z pomysłem, a potem ląduje w biznesie i zarabia pieniądze. Pracuję teraz w projekcie o komercjalizacji wiedzy i mam pomagać naukowcom. Najpierw sam muszę poznać najlepsze wzory.
Iwona Cymerman, Międzynarodowy Instytut Biologii Molekularnej i Komórkowej, Warszawa: Zawsze interesował mnie praktyczny wymiar tego, co robię. Zajmuję się molekularnymi podstawami choroby Alzheimera. Przy takich badaniach podstawowych nigdy nie wiadomo, czy będą miały praktyczne przełożenie, ale mimo to zawsze staram je sobie wyobrazić.
Robert Bogdanowicz, Politechnika Gdańska: Władze mojej uczelni podkreślają, że to, co robimy, oprócz publikacji, powinno mieć konkretne zastosowanie. Ale nikt nie uczy nas, jak rozmawiać z przemysłem, który ma stosować nasze wynalazki. Zdarza się, że na korytarzu zjawia się ktoś z firmy, kto u nas szuka rozwiązania swoich problemów. Jeśli zastanie nasze drzwi zamknięte, pójdzie na inną uczelnię.
Anna Czerwoniec, UAM w Poznaniu: Mam firmę bioinformatyczną. Założyłam ją po tym, jak przez półtora roku nie mogłam znaleźć pracy. Z pomysłem poszłam do Centrum Innowacji na swojej uczelni. To była porażka. Kazali mi się zastanowić, czy to ma sens. A ja wiedziałam, że ma! Dopiero w inkubatorze przedsiębiorczości na politechnice mi pomogli. Teraz stoję gdzieś pomiędzy nauką a biznesem. Jako adiunkt na bioinformatyce zajmuję się wyszukiwaniem inhibitorów białek, a z drugiej strony rozwijam swoją firmę.
I przepełniło ich zdziwienie
Do Doliny Krzemowej pojechali w październiku. Przed nimi było 60 dni wypełnionych wykładami, ćwiczeniami z kreatywnego myślenia, poznawaniem firm, laboratoriów. Były spotkania z przedsiębiorcami, inwestorami, przedstawicielami venture capital. Już pierwszy kontakt z Doliną wzbudził ich zdziwienie.
Po pierwsze, przestrzeń. Na korytarzach uczelni i firm wygodne pufy, kanapy, fotele. Sale do odpoczynku. W pomieszczeniach do pracy wyposażenie takie, jakiego chcą pracownicy. Chcą hamak i krzesła barowe? Nie ma -sprawy.
Jacek: Tam uważają, że jeśli siedzimy przy biurku, na krzesłach, pod krawatem, to jesteśmy mniej kreatywni niż wtedy, kiedy siedzimy w wygodnym fotelu i atmosfera sprzyja rozmowie.
Powód drugi, zespół. Nad projektami pracuje się w grupie. Ale nie jednolitej. W jednym zespole spotykają się studenci z różnych lat i kierunków.
Przemysław: Kiedy usłyszałem, że wszyscy - fizycy, chemicy, lekarze, leśnicy - jedziemy razem w jedno miejsce, pomyślałem, że kogoś w -ministerstwie mocno pogięło. Myliłem się. Dopiero kiedy rozmawiałem z ludźmi z innych kierunków, okazało się, że pewne rzeczy nie istnieją. Teraz mogę je wymyślić i zbudować wokół nich firmę.
Iwona: U nas często praca w grupach polega na tym, że każdy robi swoje albo jest postrzegana jako marnowanie zasobów ("Czy musicie we dwójkę siedzieć nad tym"?).
Anna: Jesteśmy uczeni pracy indywidualnej. Każdy musi sobie radzić sam, a nie dopasowywać się do grupy. Tam stawia się na zespół.
Powód trzeci, szybkie przechodzenie od pomysłu do produktu. Na zajęciach wykładowca rzuca problem. Dzielą się na przypadkowe grupy. Burza mózgów. Kilka rozwiązań. Wybierają jedno i nad nim pracują. Z karteczek robią prototypy, żeby sprawdzić, czy ich pomysł w ogóle ma szansę się sprawdzić.
Robert: Raz na ćwiczeniach wymyśliliśmy aplikację na komórkę - klient widzi, jakie taksówki są w okolicy, i wybiera, którą chce jechać. Pomysł tak się spodobał, że firmy pytały, kiedy możemy zacząć testy.
Przeczytaj cały tekst na stronie Wyborcza.biz